Autor: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 408
„Ryk fal, huk dział i zapach prochu! Jeżeli masz w żyłach morską sól nie omijaj tej powieści!”
Fale
obijające się o burtę statku, flagi łopoczące na wietrze, chmury coraz ciaśniej
okalające niebo, zbierające się w grupy by zaraz wybuchnąć niesamowitymi
pokładami deszczu... Zbiera się na sztorm, a w dodatku z pewnej odległości
dochodzi huk wystrzałów dział i ciężki zapach prochu... Cóż za niesamowity
klimat!
Peter
Doggs jest złośliwym i niepokornym kapitanem, którego poznajemy w chwili, gdy
właśnie ma stanąć przed plutonem egzekucyjnym. Z opresji ratuje go tajemniczy
lord Bathurst, który w zamian za wybawienie mężczyzny, przydziela mu dość
nietypowe i niebezpieczne zadanie. Doggs musi wyruszyć w podróż w kompletnie
nieznanym kierunku. Jedynymi wskazówkami, które pomagają mu w dotarciu do celu
są listy od wcześniej wspomnianego lorda, dostarczane mu kolejno w wyznaczonych
terminach. Kapitan ma przed sobą niezmiernie trudne zadanie i tylko od niego
zależy czy mu podoła. Nad wszystkim czuwa przekupiona załoga, Doggs musi mieć
się na baczności by nie zaufać nieodpowiednim osobom. Dlaczego zgadza się na
taki los? Dlaczego chce pomóc Bathurstowi? Powodem nie jest tylko i wyłącznie
chęć uniknięcia śmierci, bo równie dobrze może go ona spotkać w którymś
momencie podróży. Doggsowi zależy na bezpieczeństwu i szczęściu jego szesnastoletniej
córki Emily, której los leży teraz w jego rękach.
Moja
sympatia do twórczości Marcina Mortki zrodziła się zaraz po odłożeniu na półkę
jednej z jego powieści dla młodszych czytelników, a konkretniej „Przygód
Tappiego”. Byłam zachwycona zarówno fabułą, językiem, postaciami, jak i
niesamowitym baśniowym klimatem. Widząc w zapowiedziach jego najnowszy twór, byłam
przekonana, że prędzej czy później wpadnie w moje ręce. Kiedy jednak stanęłam
już przed faktem dokonanym, trzymając książkę w rękach, zaczęły nadchodzić
obawy. Wątpliwości, czy to aby na pewno moja bajka, czy nie zawiodę się na
autorze biorąc się za inny rodzaj jego twórczości i czy odnajdę się w takim
klimacie. Jak się okazało, martwiłam się zupełnie niepotrzebnie! Czas spędzony
przy lekturze „Listów lorda Bathursta” z
pewnością nie został zmarnowany, a ja bardzo miło wspominam te kilka wieczorów
spędzonych w świecie morskich bitew, pośród ryku fal i wystrzałów dział.
Fabuła
najnowszej książki Mortki jest jedną z największych jej zalet. Świetnie
rozbudowana intryga i towarzyszące każdej stronie napięcie jest bardzo ważne w
utrzymaniu czytelnika przy lekturze, dlatego w tym przypadku ciężko choć na
chwilę uciec wzrokiem od tekstu. Fantastyczną sprawą są listy lorda Bathursta,
które tworzą wstęp do każdego rozdziału. Motyw z postępowaniem według wskazówek,
tak naprawdę nie wiedząc nic poza tym, co zostanie nam raz na jakiś czas
przekazane, jest bardzo absorbujący, bo dzięki temu możemy wraz z Doggsem
poznawać nowe rozkazy i domyślać się co stanie się w przyszłości. Akcja utworu
mknie już od pierwszych stron i nie daje chwili wytchnienia. Język jest bardzo
plastyczny, opisy barwne i żywe, czasami wręcz brutalnie dosadne i mocno uderzające
w wyobraźnię czytelnika. To, co lekko przeszkadzało mi w dokładnym zobrazowaniu
sobie fabuły, były niektóre z określeń używanych przez załogę statku. Fachowe nazwy,
kompletnie mi, jako całkowitemu laikowi w temacie marynarstwa, nieznane.
Zdecydowanym
atutem jest świetna kreacja bohaterów. Barwni, nieprzeciętni i trudni do
rozszyfrowania, co sprawia, że ciężko ocenić ich na pierwszy rzut oka, bo w
każdej chwili mogą zaskoczyć czytelnika. Wywołują skrajne emocje, dostarczają
mnóstwa wrażeń i urozmaicają w znacznym stopniu fabułę. Polecam „Listy lorda
Bathursta” szczególnie miłośnikom tego typu książek i osobom, które choć trochę
znają terminologię morską lub nie przeszkadza im używanie słownika podczas
lektury książki. Ja czuję się usatysfakcjonowana lekturą i jestem pewna, że nie
jest to ostatnia książka Marcina Mortki, która zagości na mojej półce.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję bardzo Wydawnictwu Fabryka Słów!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Czytam fantastykę
Czytam fantastykę
Takie same miałam wątpliwości zanim zaczęłam czytać tę książkę, tak samo niepotrzebnie - nie trzeba się jej bać. Bardzo intrygująca powieść, podobała mi się.
OdpowiedzUsuńzdecydowanie nie mój typ książki, choć Twoja recenzja jest szalenie zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ale to jednak nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to jakoś nie mogę się przekonać do tej książki. No i tematyka raczej nie z mojej bajki :P
OdpowiedzUsuńJakoś mnie do tego nie ciągnie, nie mój klimat :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
ksiazki-mojezycie.blogspot.com