Z dniem dzisiejszym ruszam z cyklem Filmowo! Pewnie znacie go już z innych blogów, także wyjaśnię tylko pokrótce na czym on polega. Otóż bloger co jakiś czas dodaje post, w którym zamieszcza swoje subiektywne opinie na temat obejrzanych ostatnio filmów. Zazwyczaj nie są one długie, stanowią tylko podsumowanie danej produkcji :) Zaczynajmy!
Carrie (2013)
Nastoletnia Carrie White (Chloë Grace Moretz) nie ma łatwego życia. Dziewczyna jest wychowywana przez surową i religijną matkę, Margaret (Julianne Moore), a w szkole jest obiektem nieustannych kpin ze strony rówieśników. Wydarzeniem, które zmienia życie zaniedbanej dziewczyny jest jej pierwsza miesiączka pod szkolnym prysznicem, wtedy Carrie odkrywa u siebie zdolności telekinetyczne. Tymczasem jedna z dziewcząt planuje ośmieszyć Carrie na oczach całej szkoły podczas balu, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji jakie wywoła.
Uwielbiam horrory i mocne thrillery, a że wiele takich filmów już obejrzałam, to teraz podążam za nowościami. Carrie jest wznowieniem produkcji z 1976, a zarazem ekranizacją słynnej powieści Stephena Kinga o tym samym tytule. Fabuła jest ciekawa i zrealizowana na tyle dobrze, że wciąga i ciekawi widza. Przyznam, że nie nudziłam się ani przez chwilę, choć pierwsze kilkadziesiąt minut nie obfituje w ciągłą akcję. Aktorzy w miarę się spisali - podobała mi się szczególnie Julianne Moore w roli surowej matki, ale również
Chloë Moretz
całkiem nieźle poradziła sobie z rolą Carrie. Bardzo nie podobały mi się za to efekty specjalne, które wyglądały sztucznie i było ich zdecydowanie za dużo. Brakło mi również tego elementu grozy, który cechuje każdy dobry horror. Nie było żadnej gęsiej skórki ani choć odrobiny strachu, a film wywołał u mnie całkiem inne emocje - głównie współczucie głównej bohaterce, ale też gniew na jej prześladowczynie. Całość oceniam raczej poztywnie, bo mimo kilku słabszych momentów, większość mi się podobała. Teraz zapoluję na książkę :)
Ocena: 6/10
Czas na miłość (2013)
Tim Lake (Domhnall Gleeson) nie grzeszy pewnością siebie. Wedle własnych słów jest "zbyt rudy, zbyt chudy i zbyt niezdarny", by wzbudzić zainteresowanie płci przeciwnej, a w wieku dwudziestu jeden lat, to właśnie na tym zależy mu najbardziej. Jego życie ulega zmianie w pewien noworoczny poranek, kiedy ojciec (Bill Nighy) zdradza mu rodzinny sekret. Otóż wszyscy mężczyźni z rodziny Lake posiadają niezwykłą zdolność podróżowania w czasie. Mogą cofnąć się do dowolnego momentu własnego życia, zmienić go lub przeżyć jeszcze raz. Muszą jednak pamiętać, że zmiana przeszłości ma wpływ na teraźniejszość. Tim zaczyna wykorzystywać ten dar, by znaleźć miłość i wkrótce udaje mu się zdobyć względy pięknej Mary (Rachel McAdams). Niestety nieprzemyślana zmiana przeszłości, której Tim dokonuje, by pomóc przyjacielowi, sprawia, że w nowo wykreowanej teraźniejszości, spotkanie z Mary nie miało miejsca. Metodą prób, błędów i kolejnych podróży w czasie, Tim stara się odzyskać straconą szansę na miłość.
Rachel McAdams jest jedną z moich ulubionych aktorek i uwielbiam niemal wszystkie filmy z jej udziałem, także kiedy zobaczyłam plakat Czasu na miłość, wiedziałam, że muszę go obejrzeć. Jestem teraz świeżo po domowym seansie i stwierdzam, że podobało mi się! Przyjemna komedia romantyczna z elementem fantastycznym i happy endem. Scenariusz jest dość oryginalny, a wykonanie również na całkiem dobrym poziomie. Podróże w czasie może nie są możliwe w rzeczywistości, ale mimo to film jest bardzo życiowy i choć jest to typowa komedia romatyczna, to niesie bardzo wiele ważnych wartości i uświadamia, że trzeba jak najwięcej czasu spędzać z kochanymi osobami, bo nawet w filmie nie zawsze da się cofnąć czas... :)
Wzrusza, bawi i zdecydowanie umila czas - czego chcieć więcej?
Hannah Lawson (Rachel Hendrix) nigdy nie była duszą towarzystwa. Zawsze trzymała się z boku. Czuje nienawiść do siebie i innych, nie widzi sensu życia. Gdy mdleje podczas przedstawienia w którym gra, sytuacja dramatycznie się pogarsza. Jak grom z jasnego nieba spada na nią wiadomość, że wszystkie jej problemy zdrowotne wynikają z faktu, że urodziła się jako wcześniak, po nieudanej próbie aborcji. Jakby tego było mało, została adoptowana przez parę, która straciła bliźnięta w wyniku poronienia. Zła na adopcyjnych rodziców, Hannah jeszcze bardziej zamyka się w sobie. W końcu przyjmuje zaproszenie Jasona (Jason Burkey), który wraz ze swoimi przyjaciółmi wyrusza w podróż, w trakcie której obiecuje zabrać ją do miasteczka Mobile w Alabamie, skąd pochodzi jej biologiczna matka.
October baby to film, do którego byłam namawiana niezliczoną ilość razy przez Olę. Dobrze wie jakie filmy lubię i często mi coś poleca, więc powoli i sukcesywnie staram się je oglądać :D Z tym zwlekałam bardzo długo - jakoś nie czułam się na siłach i czekałam na odpowiedni nastrój, a kiedy on wreszcie nadszedł, kompletnie przepadłam! Poruszono trudne tematy - problemy zdrowotne, adopcja, śmierć noworodka i próba aborcji. Nie jest to jednak ciężki i smutny obraz; prócz wstrząsających wątków, znalazło się miejsce dla nastoletniej miłości, przyjaźni, a to wszystko okraszone odpowiednio wyważonym humorem. Oczywiście nie brakuje emocji i wzruszeń ;) Świetnym aspektem jest również ścieżka dźwiękowa! Spokojne, melancholijne utwory, idealne na wyciszenie się w ciągu dnia ;) Polecam gorąco October baby i gwarantuję, że każdemu zakręci się łezka w oku.
Ocena: 8/10
Podoba Wam się taki pomysł na posty? Myślę, że po trzy produkcje w jednej notce będzie się najlepiej czytać, jak sądzicie? Może macie jakieś dodatkowe uwagi lub pomysły? ;)