Autor: Julian Hardy
Wydawnictwo: -
Ilość stron: 602
„Sztuką jest kierować okręt
przez oceanu otchłanie...
Sztuką - jazda na rydwanie...
Sztuką jest też miłowanie.”
Polscy czytelnicy często boją się sięgać po książki rodzimych autorów, a już szczególnie debiutantów. Obco brzmiące nazwisko na okładce to dla wielu pewien wyznacznik dobrej jakości i gwarancja satysfakcjonującej lektury. Między innymi dlatego wielu pisarzy przybiera pseudonimy. Ale czy naprawdę ważne jest pochodzenie autora? Czy nie powinniśmy właśnie wspierać naszych rodaków i dawać im szanse równe tym dawanym zagranicznym debiutantom? Ja jak najbardziej popieram czytanie książek polskich autorów, całym sercem wspieram ich działalność i kibicuję w dalszym tworzeniu. „Jazda na rydwanie” to książka, o której dowiedziałam się bezpośrednio od autora o pseudonimie Julian Hardy i podjęłam się jej zrecenzowania. Jest to spora cegiełka, bo liczy sobie 600 stron z haczykiem, ale czyta się ją wyjątkowo szybko. Kolejny polski autor udowadnia, że potrafi napisać książkę, która nie odstaje od tych z zagranicznego rynku.
„Jazda na rydwanie” to wielowątkowa opowieść, której fabuła jest bardzo rozciągnięta w czasie, bo trwa aż kilkadziesiąt lat. Rozpoczyna się w roku 1938, kiedy to młody Robert Meissner chodzi do szkoły średniej, przeżywa pierwsze zauroczenie i dojrzewa do roli mężczyzny. Początek sprawia więc wrażenie powieści obyczajowej - mamy wątek miłosny, dorastanie, dwudziestolecie międzywojenne w tle. Z czasem jednak książka przybiera różnorakie inne formy, bo i powieści sensacyjnej, i trochę wojennej, i przygodowej, a nawet erotyka. Czytelnik poznaje dalsze losy Roberta, które z każdą stroną stają się ciekawsze. Jego życie jest niezwykle bogate pod względem uczuciowym, ale i zawodowym; jest to człowiek o wielu talentach, sprytny i imponująco inteligentny.
„Przyszło mu żyć w niezwykłych czasach. Bogowie, nie wiedzieć czemu, urządzili wyścigi rydwanów. Dla igrzysk porzucili olimpijskie komnaty, żeby rozjeżdżać świat. Kto wpadł pod koła, trafiał do Hadesu. Kto widzem był i z boku się przyglądał, tego na popiół paliły zaprzęgnięte do rydwanów ziejące ogniem rumaki. Parki zapracowane jak nigdy, rozstrzygały w nerwowym pośpiechu, czyje życie przeciąć wirującymi kołami, czyje spopielić płomieniem z końskiej gardzieli, żebym dymem obozowego komina uleciało. Jego bogowie wynieśli, zezwalając jechać przez życie na rydwanie. Nie dali przeżyć gorzkiej doli żołnierza pobitej armii, wyczekującego wolności w zniewolonej ojczyźnie. Dla pustego kaprysu ustrzegli od losu zgorzkniałych, którzy swój czas przebyli w kraju rzuconym na pastwę Utopii. Szczęścia zaznał tak wiele, że nie do wiary. Z życia czerpał garściami.”
Akcja powieści toczy się w wielu miejscach na świecie: w Polsce, w Niemczech, w Anglii, a nawet w Egipcie. Wszystkie te miejsca są opisane bardzo barwnie i tworzą fajnie kontrastujące ze sobą kawałki tej wielkiej mozaiki, będącej tłem powieści. Może się wam wydawać, że tego wszystkiego jest tutaj za dużo - różne miejsca świata, różne gatunki pomieszane ze sobą; taki mix wszystkiego i niczego. Faktycznie, można odnieść takie wrażenie, czytając niektóre opisy tej książki, ale tak naprawdę to bogactwo „Jazdy na rydwanie” jest tylko plusem. Autor stworzył opowieść bardzo złożoną, długą, opisującą wieloletnie losy chłopaka, a później mężczyzny, której fabuła jest jak najbardziej spójna i logiczna. Owszem, zdarzają się gdzieniegdzie dłużyzny, czy opisy wojennych działań, za którymi ja nie do końca osobiście przepadam, ale wątki sensacyjne i przygodowe to rekompensują. Książka jest też bogata w sceny erotyczne, które są dosyć śmiałe i konkretne, ale utrzymane wciąż w granicach dobrego smaku.
Jeśli macie ochotę na wielowątkową powieść z elementami sensacji, przygody, erotyka i tematyki wojennej, a przy tym nie boicie się sięgać po takie cegiełki, to „Jazda na rydwanie” jest dla was. Książka może trochę bardziej o mężczyznach i dla mężczyzn, ale ja również świetnie się bawiłam podczas lektury. Myślę, że o autorze jeszcze niejedno usłyszymy, a już teraz mogę was zapewnić, że jego twórczość jest warta uwagi.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi :)
No rzeczywiście, raczej boimy się czytać polskich autorów, których nazwisk jeszcze nie znamy. Muszę się jednak zastanowić czy się skuszę :D
OdpowiedzUsuń