Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 440
„Zabrały jej piękne suknie, ubrały ją w stary zszarzały fartuch, a na nogi włożyły drewniaki.”
Baśnie kojarzą mi się z dzieciństwem. Z pięknie ilustrowanymi książkami, z ciepłym głosem mamy, który powodował, że powieki same ciężko opadały zwiastując nadchodzący sen i z cudownymi ekranizacjami „Simsala Grimm”, których nie potrafiła zastąpić żadna, choćby najpiękniejsza bajka. Baśnie to jakaś część naszych wspomnień, ta magiczna i wyjątkowa, która pozwalała wierzyć we wróżki, krasnoludki i mówiące zwierzaki. Część, która pozwalała na rozwijanie wyobraźni i kształtowanie jej w przyjemny, i jakże atrakcyjny dla maluchów sposób. Czas jednak ciągle płynie, a wraz z nim zmienia się moda, zamiłowania, trendy i do różnych dziedzin życia wprowadzane są nowe motywy. Tak samo dzieje się z literaturą, która niezmiennie ewoluuje zarówno tworząc nowe utwory, jak i uatrakcyjniając starsze dzieła. Baśnie stanowią świetne podłoże do nowych historii i choć ich pierwotne wersje zawsze będą najważniejsze i towarzyszący im klimat niczym nie da się zastąpić, to warto w jakiś sposób je urozmaicać i unowocześniać.
Cinder mieszka
wraz z macochą Adri, siostrami Pearl i Peony oraz androidem Iko w hałaśliwym
Nowym Pekinie. Dziewczyna jest mechanikiem i większość swojego czasu spędza w
budce na targu zarabiając na swoje utrzymanie. Cinder wśród wielu osób jest z
góry źle oceniana, a wszystko to ze względu na swoją odmienność. Jest bowiem
pół-cyborgiem, co czyni ja obywatelem drugiej kategorii. Ze wszystkich sił
stara się więc ukrywać metalowe części ciała i dopasowywać do społeczeństwa.
Pewnego dnia pod jej stoiskiem zjawia się przystojny książę Kai, następca tronu,
prosząc o szybką naprawę swojego androida. Od tego spotkania życie Cinder
nabiera rozpędu. Dziewczyna zaczyna myśleć o sobie, wreszcie przełamuje
nieśmiałość i rozpoczyna planowanie dalszego życia na własny rachunek, a nie
pod surową ręką macochy. Dowiaduje się o sobie coraz więcej niebezpiecznych
faktów, które mogą znacznie wpłynąć na jej przyszłość. W dodatku cała Ziemia
jest w wielkim niebezpieczeństwie, a wojna czyha za każdym rogiem. Cinder jest
rozdarta pomiędzy tym czego chce, a tym co powinna zrobić i co jest jej
obowiązkiem.
Kopciuszek
w nowej odsłonie? Dziewczyna cyborg zamieszana w historię z balem i pantofelkiem?
Brzmi jak całkiem oryginalny i świeży pomysł na powieść. Marissa Meyer
postawiła na przedstawienie bardzo znanej już baśni o biednej dziewczynie,
która ma czas do północy by pobyć na balu z przystojnym księciem, w całkiem
nowym świetle. Smaczki science fiction w futurystycznym świecie, podróżowanie
między Ziemią, a Księżycem, elementy fantastyczne i typowo baśniowe, robią
niesamowite wrażenie i sprawiają, że czytaniu towarzyszy nieodparte wrażenie,
że czegoś takiego jeszcze nie było. Chyba nie ma osoby, która nie znałaby pierwotnej
wersji tej historii, jednak każdy kto zacznie przewracać karty tej książki, zasmakuje
czegoś zupełnie nowego i niebywałego. Choć motywy i ogólny zarys historii jest
podobny, to przedstawienie go sprawia, że nie mamy wrażenia deja vi. Odkrywanie podobieństw między
tymi dwoma pozycjami jest tylko czystą przyjemnością i tak naprawdę czytelnik
może bawić się ich dostrzeganiem.
Akcja
dzieje się w futurystycznym Nowym Pekinie. Po ulicach swobodnie poruszają się
androidy, pojazdy zwane awiarami i inne mechaniczne różności, które ze względu
na swoją wszechobecność nie robią na nikim większego wrażenia. Państwo jest
zdziesiątkowane przez zarazę. Coraz więcej mieszkańców zaraża się wirusem
letumosis, jednak po wielu próbach, naukowcy wciąż nie potrafią odnaleźć
antidotum. Społeczeństwo jest podzielone - ludzie uważają się za istoty lepsze
od maszyn, dlatego choćby Cinder nie jest traktowana na równi z innymi.
Dodatkowo nad całą Ziemią wisi widmo wojny z Lunarami, mieszkańcami Księżyca.
Autorka świetnie wykreowała świat w swojej powieści. Ciekawie przedstawiona
wizja Nowego Pekinu i mnóstwo aspektów
tamtejszego życia daje dobre podłoże do wielu wspaniałych wątków. Co prawda,
dość niewiele miejsca autorka poświęciła Lunarom i ich planecie, aczkolwiek mam
nadzieję, że zmieni się to w kolejnych częściach, bo niezmiernie intrygują mnie
te postacie.
Język
jakim posługuje się Marissa Meyer jest prosty i przyjemny w odbiorze, w sam raz
dla powieści młodzieżowej. Nie jest typowo baśniowy, bo nie zawiera w sobie
tyle tej magii i klimatu, ale sądzę, że i bez niego nie tak łatwo opanować
wszystkie elementy stworzonego świata, więc mógłby tylko przeszkadzać. Akcja
nie jest bardzo dynamiczna, płynie powoli, jednak nie nuży. Przyznam, że od
początku oczekiwałam na jakiś ciekawy zwrot akcji, szybki i ożywiony moment w
fabule, jednak tutaj tego nie znalazłam. Być może oczekiwałam nie tego, czego
powinnam. To spokojna powieść, jednak do końca trzymająca w lekkim napięciu.
Zdecydowane wrażenie robi tło, czyli futurystyczny Nowy Pekin i ciekawi,
nieszablonowi bohaterzy.
„Saga
księżycowa. Cinder” zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po wielu entuzjastycznych
opiniach, które tylko zaostrzały mi apetyt, miałam nadzieję na coś naprawdę
dobrego. Czegoś mi tutaj zabrakło - może bardziej wartkiej akcji? Mimo wszystko
i ja poddałam się czarowi Marissy Meyer i niecierpliwie oczekuję drugiego tomu.
Polecam gorąco wszystkim czytelnikom, którzy mają ochotę na odświeżenie sobie
starej, znanej baśni, a jednocześnie na wspaniałą przygodę w świecie cyborgów i
androidów okraszoną wątkiem romantycznym.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję bardzo Wydawnictwu Egmont!
Książkę można nabyć w korzystnej cenie w księgarniach:
FONT polska księgarnia
Gandalf
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Czytam fantastykę
Pod hasłem
Paranormal Romance
FONT polska księgarnia
Gandalf
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Czytam fantastykę
Pod hasłem
Paranormal Romance