Autor: Dorota Wieczorek
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 304
"Na wyciągniętej dłoni kobiety spoczywała mała kulka czarnego dymu, której nie widzieli ani panowie z czerwonymi nosami, ani wścibska staruszka, ani znudzony nastolatek, ani matka chłopca. A jednak chłopiec widział... Ślepe spojrzenia pasażerów zwrócone w jego kierunku. Mroka wyglądającego zza oparcia czerwonego fotela. Czarną kulkę na dłoni matki. Wszystko."
Dotyk mroku to debiutancka powieść Doroty Wieczorek. Szczerze mówiąc, byłam do tej pozycji sceptycznie nastawiona, bo nie przepadam za twórczością polskich autorów fantasy. W ich tekstach zawsze brakowało mi oryginalności, często też natrafiałam na książki po prostu nudne. Niezbyt pochlebne opinie internautów utwierdziły mnie w przekonaniu, że Dotyk mroku nie przypadnie mi do gustu. Czy te obawy okazały się uzasadnione?
Mówi się, że książki nie ocenia się po okładce,
jednak mnie do sięgnięcia po Dotyk mroku przekonała właśnie ona:
jest przepiękna i dopracowana w każdym
calu. Szczególną uwagę zwraca świetnie dobrana kolorystyka; spodobało mi się
połączenie barw: żywego pomarańczowego z zimnym błękitem. Do tego czcionka
tytułu jest wypukła, co też wygląda fajnie. Na początku każdego rozdziału
umieszczono dekoracyjne zawijasy i ozdobne drukowane litery. Brawa dla
wydawnictwa Zielona Sowa.
Tak zachęcona, zabrałam się za lekturę. Jak zatem
wygląda fabuła? Jacek z pozoru jest zwyczajnym gimnazjalistą mieszkającym w
Gdańsku. Chciałby prowadzić normalne życie, jednak jako siostrzeniec jednego z
największych magów w Polsce musi szkolić się na czarodzieja. W dodatku posiada
Wzrok, czyli zdolność widzenia promieniowania mionowego, które jest źródłem
wszelkiej magii. Mało tego: Jacek ma
również inną, rzadko spotykaną magiczną umiejętność −
widzi Mroki, czarne stwory, sługusy Ciemności; może też je odstraszać.
Jest to o tyle przydatne, że owe potwory żywią się ludźmi − wysysają z nich
życie i przemieniają w Mroki. Jacek nie chciałby ich widzieć, ani tym bardziej
z nimi walczyć. Jednak wydarzenia z czasem zmuszają go do wzięcia udziału w
konflikcie.
Chłopak musi zmierzyć się z Ciemnością − potężną,
złą siłą, w której istnienie wątpią sami czarodzieje. Jej siedzibą i miejscem,
skąd kieruje poczynaniami Mroków, są korzenie Góry Gradowej − wzgórza w centrum
Gdańska. Jacek postanawia się do niej dostać, gdy z Gdańska znika rusałka,
prawdopodobnie porwana przez Mroki. W wyprawie towarzyszą mu: Robert, który
jest piorunem kulistym w ludzkiej postaci, oraz dwa dorodne konie świętego
Elma. Ich celem jest nie tylko ocalenie rusałki, ale także rozwiązanie zagadki
Wielkich Czarodziejów − legendarnych kosmicznych wędrowców i przodków
wszystkich magów. Chłopiec chce również uwolnić ludzi od działania Klątwy −
potężnego czaru rzuconego na mieszkańców Ziemi około półtora tysiąca lat temu,
który uniemożliwia większości ludzi postrzeganie magii.
Dużą zaletą książki są bohaterowie: zwyczajni, ale dobrze skonstruowani. Są wiarygodni i rzeczywiście
mogliby żyć we współczesnym Gdańsku. Można też ich polubić, choć Jacek
miejscami irytował mnie swoim nadopiekuńczym podejściem do brata. Oprócz
głównego bohatera poznajemy także Konrada, jego brata bliźniaka, który przed
kilkoma laty został porwany przez Mroki. Po jego zaginięciu matka chłopców
straciła Wzrok i żyje jakby w innym
świecie. Intrygującą dla mnie postacią jest Robert. Jak już wcześniej
wspomniałam, jest on piorunem kulistym i potrafi przybierać różnorodne kształty
− najczęściej wybiera wygląd człowieka. Dodatkowo w książce występuje cała gama
fantastycznych postaci: baśniowe stworzenia, potężni czarodzieje, dresiarskie
elfy, kontrolujące pogodę płanetniki, rusałki, latające konie, wodniki,
upiory... Wszystkie te istoty żyją w Gdańsku, jednak widzą je tylko ludzie
posiadający Wzrok; tego przywileju nie posiadają śmiertelnicy dotknięci
Klątwą. Autorka w ciekawy sposób
przedstawiła połączenie dwóch światów, między którymi balansuje Jacek. Widać tutaj
pewne nawiązanie do Harry'ego Pottera autorstwa J. K. Rowling − pani Wieczorek również utworzyła równoległy
świat pełen magii i fantastycznych stworzeń. W internecie napotkałam kilka
porównań tych powieści i rzeczywiście pewne zagadnienia się powtarzają, ale
polskiej powieści daleko do dzieła pani Rowling.
Autorka Dotyku mroku miała dobry pomysł,
ale nie do końca właściwie go wykorzystała. Cała koncepcja jest spójna,
przemyślana i dopracowana w każdym szczególe, ale według mnie pisarka
przedobrzyła. Trochę za dużo postaci fantastycznych przewija się przez książkę,
Wieczorek wprowadza wiele słów swojego autorstwa i pomimo iż tłumaczy ich
znaczenie, to one w pewnym momencie zaczynają się mieszać. Dodatkowo akcja
miejscami zupełnie zamiera i pojawiały się fragmenty, przy których się nudziłam.
Pomimo że książka adresowana jest raczej do
nastolatków, myślę, że przypadłaby do gustu również młodszym odbiorcom. Świat
przestawiony w powieści zawiera elementy fantastyki − także te rzadziej
spotykane, zaczerpnięte ze słowiańskiego folkloru − co przy umieszczeniu fabuły
w zwyczajnym, znanym czytelnikom Gdańsku tworzy naprawdę ciekawy efekt. Autorka
posługuje się prostym i przyjemnym językiem, więc nic nie utrudnia lektury.
Książkę czyta się szybko i nie zauważyłam w niej żadnych literówek ani innych błędów.
Podsumowując, książka pani Wieczorek była dla
mnie fascynującą przygodą i nawet pomimo mankamentów, o których pisałam, miło
ją wspominam. Może zapewnić dużo rozrywki na szare zimowe wieczory. Polecam Dotyk
Mroku przede wszystkim młodszym czytelnikom, ale może ona przypaść do gustu także miłośnikom
Harry'ego Pottera.
Za książkę do recenzji serdecznie dziękuję Pani Ani oraz portalowi Kawerna!
(Recenzja niedługo pojawi się na portalu, zachęcam do śledzenia go! Logo przenosi do strony ;))